Powrót do rzeczywistości

Niestety w minioną sobotę przywitała nas astronomiczna jesień, okraszając przy okazji cały dzień ochłodzeniem oraz sowitymi opadami deszczu (przynajmniej w moim przypadku tak właśnie było). Dla większości z nas zwiastuje to definitywne zakończone okresu urlopowego i powrót do rzeczywistości, gdzie obowiązki już tylko czekają na ich realizację. To jest ten moment, w którym rozpoczynamy często projektować przyszłoroczne wakacje, a myśl o nich pozwoli przetrwać jesienno-zimowy czas.

Dla mnie to szczególnie ważne, ponieważ oględnie rzecz ujmując nie lubię zimy z kilku prostych powodów. Przede wszystkim utrudnia codzienność, wprowadzając ponury, smętny, wręcz depresyjny klimat. Budząc się rano za oknem jest ciemno, wracając po pracy do domu przy okazji w drodze powrotnej załatwiając kilka koniecznych spraw i znów zapada zmrok. Zakładanie na siebie kilogramów ubrań, by w „piękny” poranek zasuwać na przemiennie ze skrobaczką do szyb, po nocnym przymrozku lub z łopatą po całonocnym dosypywaniu kolejnych warstw śniegu (o ile nie trafi się kumulacja). Oczywiście w ciągu dnia niejednokrotnie trzeba powtórzyć te czynności.

Ma to też swój plus, zaczerpnięcie świeżego powietrza można uznać za zaliczone, aczkolwiek mieszkając w woj. śląskim (inne woj. wcale lepsze nie są) o „czystym” powietrzu w zimę raczej nie ma, co mówić! Prędzej witają mnie aromaty świeżo palonej gumy połączone z delikatnym, acz duszącym dymem uniemożliwiającym odetchnięcie pełną piersią. Pomyślicie, że takich „wspaniałych” sąsiadów można przecież zgłosić, odpowiednie służby zrobią porządek, nałożą mandat itd. To nie takie proste, najczęściej wcześnie rano lub wieczorem uruchamiane są największe pokłady syfu, by nie przyciągać uwagi, a pod osłoną nocy niestety bardzo ciężko zlokalizować źródło smrodu.

Wracając do wczesnego opracowywania przyszłorocznych wakacji. To już pewnego rodzaju rytuał, który wraz z małżonką skutecznie wprowadzamy i niejako celebrujemy. Idea planowania z tak dużym wyprzedzeniem wzięła się z dwóch podstawowych powodów. Mianowicie niska cena w połączeniu z gratisami (np. darmowa zmiana terminu, czy obniżone koszty ubezpieczenia), jak również sama świadomość posiadania zabukowanego terminu wyjazdu. 

Dzięki temu nakręcamy się pozytywnie nie mogąc doczekać się realizacji naszego planu urlopowego. W przyszłym roku kierunek był dla nas oczywisty, czas na Półwysep Bałkański – wycieczka objazdowa zahaczająca o Serbię, Czarnogórę, Chorwację oraz Bośnię i Hercegowinę. Jaki jest Wasz sposób na przetrwanie okresu jesienno-zimowego? Też planujecie z wyprzedzeniem przyszłoroczny urlop, czy wolicie poczekać do samego końca?

Komentarze

Copyright © Bezmiar Słów